niedziela, 30 sierpnia 2015

#64

BIEG MORSKIEGO KOMANDOSA
Mam za sobą już wiele imprez biegowych. W tym roku za ten najważniejszy bieg, wybrałam właśnie BMK kat. hard historyczny. Wiele o nim słyszałam - miano najtrudniejszego biegu terenowego w Polsce. Chciałam sprawdzić nie tylko moje ciało ale też umysł.
Co najbardziej wyróżnia ten bieg od innych? Przede wszystkim godzina o której się startuje - 4:40 rano (upamiętniająca rozpoczęcie II Wojny Światowej) oraz to, że startuje się w pełnym umundurowaniu (wojskowym), w hełmie, butach które muszą być za koskę, atrapą karabinu, oraz z plecakiem z obciążeniem 5kg. Dystans wynosi 21 km.
Ze 130 osób zapisanych, wystartowały 84 osoby z czego tylko 5 kobiet (w tym ja).
Trasa... no właśnie. Oj nie było lekko. Zaczynaliśmy jak było jeszcze ciemno (ja z emocji spałam przed biegiem tylko 1,5h - muszę się przyznać, że pierwszy raz przed startem się denerwowałam). Pierwsze kilometry szły plażą gdzie było kilka przeszkód. Wtedy można było już zauważyć jak kałach przeszkadza a plecak nie ułatwia wchodzenia na wysokości. Po plaży trasa szła w jakimś strumyku, gdzie szło się w wodzie po kolona przez dobrych kilka km (później też się to powtarzało, ciągle w mokrych butach). Zmysły na maksa się wyostrzały ponieważ nie było widać dna.
Powoli słońce wschodziło , ludzie w domach powoli wstawali a jak oglądałam piękny wschód słońca biegnąć lasem.

Teren bardzo trudny. Raz z górki, raz pod górkę a raczej górę (najbardziej mi to dawało w d*pę). Łydki z kamienia.
Bagno... ooo to było to, dodatkowe 5kg do dźwigania.
Najbardziej zaskoczyły mnie tunele wykonane z rur. Były tak małe, że trzeba było ściągnąć plecak i karbin ciągnąć nogą bądź pchać z przodu. Ciemno jak w d*pie. Nie wiesz kiedy jest koniec. Słyszysz tylko kogoś przed jak się czołga i kogoś z tyłu. Myślisz, że koniec? Wpadasz do bagna po szyję i kolejny tunel.. dłuższy. Kolona i łokcie zniszczone.
Z całym tym balastem biegniesz a raczej idziesz (teren nie ułatwiał sprawy) już dalej. Byle do przodu mijając co chwilę jakieś przeszkody. Myślę, że mój balast wynosił wtedy minimalnie 15kg.

Ludzie na trasie sobie pomagają. To jest piękne. Ja miałam kompanów ze swojego klubu MTB (ogromne wsparcie na trasie). Dzięki chłopaki, wysoka piona! Mimo, że jest to rywalizacja, jeden drugiemu poda rękę. Dobiegam do mety.. tak myślałam.. a na dobitke na ostatnich km kilka porządnych przeszkód. Czołgania, wspinania, przeskakiwania. Po wodnej zjeżdżali nagle meta i jesteś w takim szoku po 21km, że uśmiech nie schodzi z twarzy. Organizatorzy również spisali się na medal dostarczając nam tyle emocji! Brawo!

DAŁAM RADĘ ! Najpiękniejsze uczucie ever - duma z samego siebie.
Rzeczy były tak brudne, że wraz z moją ekipą postanowiliśmy wykąpać się w morzu.
Czy żałuję? Ani trochę! Będę długo wspominać ten bieg a moje ciało przez najbliższe dwa tygodnie na pewno o nim nie zapomni :)
Nawet nie jesteśmy świadomi ile nasze ciało i głowa jest w stanie zrobić. 
Tego dnia postanowiłam ukończyć ten bieg, nawet jakbym miała być ostatnia. Nie byłam. Za mną było jeszcze z 20 osób.

OGIEŃ !!!!!!

PIONA!









Brak komentarzy: